piątek, 4 marca 2016



 Rozdział 41


Telefon wibrował na szafce nocnej od dłuższego czasu. Był to niezwykle irytujący sen, doprowadzający Arię do szału. Co chwilę przekręcała się z boku na bok, nie mogąc zaznać spokoju. Otworzyła lekko oczy, marszcząc ze złością brwi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wcale jej się to nie śni i rzeczywiście komórka brzęczy bez końca na stoliku. Błądząc ręką po omacku, w końcu odnalazła telefon i spojrzała na wyświetlacz, który z początku tylko ją oślepił. Gdy oczy przyzwyczaiły się do światła, ponownie zerknęła na ekran, a to, co zobaczyła całkowicie wybudziło ją ze snu. Miała dziesięć nieodebranych połączeń od Jacka i już po paru sekundach pojawiło się jedenaste, które tym razem udało jej się odebrać.

- Halo - powiedziała zaspanym głosem, wciąż zastanawiając się, czy to wszystko jedak nie jest snem. Dzwonienie do kogoś po dwunastej w nocy było po prostu niegrzeczne. Jednak po kimś takim jak Fayes, mogła się tego spodziewać.

- Myślałem, że już nigdy nie odbierzesz - powiedział z wyrzutem, nie kryjąc niezadowolenia. Na dźwięk jego głosu natychmiast zrobiło jej się gorąco. Swoją drogą, jak mógł mieć do niej jakiekolwiek pretensje?!

- Żartujesz? Jest noc. W nocy zazwyczaj ludzie śpią - poinformowała złośliwie, na co Jack westchnął przeciągle.

- Wyjdź na chwilę z pokoju - powiedział rozkazującym głosem, który Aria skwitowała prychnięciem. To nie była prośba tylko polecenie, co niezwykle ją rozzłościło.

- Oszalałeś? Po co mam wychodzić? Tak dla Twojej wiadomości, właśnie śpię - odpowiedziała z lekką irytacją, mimo iż, spotkanie z nim napawało ją jak zwykle ekscytacją.

- Przecież nie śpisz - stwierdził dosadnie, najwyraźniej nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Cały Fayes.

- Bo mnie obudziłeś. Idę spać dalej - szepnęła stanowczo, zerkając na Silver, która na całe szczęście miała twardy sen.

- Tylko na chwilę. Proszę - Ton jego głosu znacznie złagodniał, a Aria poczuła ciarki na całym ciele. Jak mogła się nie zgodzić? Była zbyt miękka.

- Dobra, ale tylko na minutę.

- Czekam.

Po tych słowach rozłączył się, a brunetka jeszcze przez moment siedziała na łóżku, nie wierząc w zaistniałą sytuacje. O co mogło mu chodzić?

Wstała najciszej jak potrafiła i skierowała się w kierunku drzwi. Delikatnie nacisnęła klamkę i wyszła z pokoju. Na korytarzu panował półmrok i nigdzie nie było widać Jacka. Jeżeli to był jakiś żart, to nie był on ani trochę śmieszny.

- Co za seksowna piżamka - skwitował Fayes, na co Aria podskoczyła przestraszona. Nie zauważyła, że siedzi na schodach, które znajdowały się prawie na przeciwko jej pokoju.

Zerknęła w dół i niemal od razu pożałowała, że nic na siebie nie nałożyła. Biała koszulka z logiem zespołu Rolling Stones, całkowicie odkrywała czarne, obcisłe spodenki, które ledwo zakrywały pośladki.

Spojrzała na Jacka, który w przeciwieństwie do niej był kompletnie ubrany, co jeszcze bardziej ją zawstydziło.

- Co było takie ważne, że nie mogło zaczekać do rana? - zapytała niecierpliwie, marząc, by wrócić do łóżka. Nie czuła się komfortowo, stojąc przed nim w takim stroju.

Brunet wstał z miejsca i dopiero teraz zauważyła, że trzyma w rękach dość spore, białe pudełko. Podszedł do niej bliżej, co jeszcze bardziej ją skrępowało. Zerknęła z konsternacją na pakunek, a następnie na Jacka.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Ariano - powiedział cicho i podał jej pudełko. Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu, po czym, jak gdyby nigdy nic odwrócił się w przeciwnym kierunku i ruszył najprawdopodobniej do swojego pokoju.

Przez chwilę stała w miejscu niczym zamurowana. W życiu nie spodziewałaby się, że taka sytuacja może mieć miejsce. Jack Fayes dobijał się do niej o północy, bo miała urodziny? To nie mogła być prawda. Czuła jak stado motyli trzepocze jak oszalałe w jej brzuchu. Czy to możliwe, że naprawdę się zmienił? Miała ochotę skakać z radości, jednak rozsądek wciąż podpowiadał, by była ostrożna. Bała się tego, co właśnie się z nią działo. A raczej tego, co działo się z nią od dłuższego czasu. Nie mogła już udawać, że to nie zaszło za daleko i wciąż może się wycofać. Wpadła w tę relację bez opamiętania i nie potrafiła, a może nie chciała się z niej uwolnić. Westchnęła cicho, po czym doszła do niej bardzo istotna myśl. Skąd wiedział, że ma urodziny? Nie musiała się długo zastanawiać. Chęć zabicia Silver po raz kolejny osiągnęła apogeum. Dlaczego postanowiła decydować za nią? Była na nią wściekła, choć gdyby nie ona, nic by się nie wydarzyło, a to, co przed chwilą miało miejsce było zdecydowanie czymś wyjątkowym.

Spojrzała na pudełko, które wciąż trzymała w rękach. Nie miała pojęcia, co to może być. Niepewnie otworzyła pakunek i kolana momentalnie jej zmiękły.

W środku znajdowały się najprawdziwsze, świeżutkie malinowe babeczki wykonane przez Greyson Bakery - smak jej  dzieciństwa z miasta, w którym dorastała.

Wróciła do pokoju, odszukując po omacku telefon.


Dziękuje za cudowny prezent.


Odpowiedź przyszła bardzo szybko.

Cieszę się, że Ci się podoba. Śnij o mnie.






***



Jack wrócił do pokoju, wciąż myśląc o Arii ubranej w kusą piżamę. Mimo, że dopiero wstała, wyglądała pięknie. Długie, rozpuszczone włosy miała roztrzepane, a ciemne oczy lekko opuchnięte od snu. Na jej lewym policzku widoczne było odgniecenie od poduszki, a różowe wypieki na twarzy wyglądały naprawdę uroczo. Sam strój, choć na pierwszy rzut oka całkowicie normalny, dla niego był niezwykle pociągający. Miał ochotę rzucić się na nią bez opamiętania. Wiedział jednak, że ona jest inna. Z Washey  nauczył się postępować ostrożnie i musiał przyznać, że było to interesujące wyzwanie. I zdał sobie sprawę, że zdecydowanie warte zachodu. Rozejrzał się po pokoju. Spojrzał w stronę łóżka swojego współlokatora.

Mark nie zwrócił na niego uwagi, siedząc przy małym biurku w towarzystwie laptopa. Na uszy nałożone miał słuchawki z małym mikrofonem, dzięki czemu mógł porozumiewać się w sieci z innymi graczami .

- Biorę tego z prawej. Uważaj z lewej widziałem dwóch, zaraz Ci pomogę – mamrotał w pełnym skupieniu, co rusz klikając myszką, by zabić przeciwnika.

Brunet pokręcił z politowaniem głową. Dawson od zawsze był zapalonym graczem, a rozgrywki w sieci sprawiały mu ogromną przyjemność. Choć Jack, też lubił zasiąść na kanapie z ulubionym padem, to nie mógł się równać z blondynem, który przez wiele godzin mógł nie odchodzić od monitora. Gdy zaczynał grać, świat się dla niego kończył i nie liczyło się nic poza zabijaniem terrorystów.

Jack zdjął z siebie koszulkę i spodnie, po czym w samych bokserkach rozłożył się na niezbyt wygodnym łóżku. Nie narzekał jednak na warunki w akademiku. To miejsce pozwalało mu być blisko niej, a to był wystarczający powód, by tu mieszkać.

Ziewnął przeciągle, rozpamiętując wcześniejsze zdarzenia.Uśmiechnął się pod nosem. Gdy zabrał ją na dach, powiedziała mu, że malinowe babeczki jego ciotki,to smak jej dzieciństwa. Wspominając o tym, cała wręcz promieniała. Już wtedy wiedział, że je zdobędzie. Chciał po nie jechać nawet tamtej nocy. Zdawał sobie sprawę, że zachowuję się jak kompletny wariat, jednak w tym momencie mało go to obchodziło. Żałował, że nie mógł zobaczyć jej miny, kiedy otworzyła pudełko. Z pewnością nie spodziewała się takiego prezentu. Tym bardziej, że jeszcze parę godzin temu znajdował się w piecu, w jej rodzinnym mieście. Zdobycie świeżych wypieków nie było proste, ale ciotka Margie okazała się bardzo pomocna. Z radością zgodziła się, by pójść na lotnisko i wręczyć babeczki przypadkowemu pasażerowi, który leciał do Nowego Jorku. Oczywiście, ów osoba miała otrzymać w ramach podziękowania dwa kartony najlepszych specjałów piekarni. Na lotnisku Jack zastał sympatyczną kobietę po czterdziestce, obładowaną pakunkami z logo Grayson Bakery. Chciał zapłacić jej za pomoc, jednak nie chciała ani centa. Najwyraźniej należała do tych dobrych, pomocnych osób, które w tych czasach coraz rzadziej można było spotkać.

Czuł się dziwne. To, że sprawił przyjemność Washey, powodowało, że nie mógł przestać się uśmiechać. Definitywnie i niezaprzeczalnie zwariował. Zajrzał do szuflady przy łóżku, upewniając się, że aksamitne czerwone pudełko wciąż tam jest. Leżało w tym samym miejscu i czekało na swoją kolej.






***



- To najlepsze babeczki jakie jadłam w życiu – powiedziała Silver z pełną buzią, wysypując przy tym okruszki na łóżko. Przymknęła lekko oczy, delektując się puszystym, delikatnym ciastem.

- W dzieciństwie jadłam je codziennie. Nawet nie wiesz jaka byłam wściekła, gdy rodzice przeprowadzili się do Indianapolis. Wcześniej w każde święta odwiedzałam piekarnie Greysonów, a przez dwa lata prawie zapomniałam jak smakują – Aria również przymknęła oczy, przypominając sobie jak będąc małą dziewczynką wstawała wcześniej, by skosztować świeżutkich wypieków, wyjętych prosto z piekarnika.

- Fayes oszalał na Twoim punkcie – stwierdziła Silver, sięgając do pudełka, w którym nie zostało już zbyt wiele babeczek.

Na te słowa, brunetka poczuła przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele. Czy te stwierdzenie mogło być prawdziwe? Fakt, że Jack dał jej taki prezent, rzeczywiście zrobiło na niej wrażenie. Wszystko wskazywało na to, że naprawdę interesuję się jej osobą. Mimo tego czuła niepokój.Bała się relacji, która ich łączyła. Przerażało ją to, jak bardzo nie potrafi zapanować nad sobą w jego towarzystwie. Przy nim, odczuwała wszystko ze zdwojoną siłą. Emocje były nad wyraz intensywne. Silne, nieokiełznane, niebezpiecznie. Wciąż nie wiedziała, jak dalej potoczy się ich znajomość. Z Fayesem nic nie było pewne. Nie miała pojęcia w co się pakuję, a strach przed nieznanym wręcz ją paraliżował. Jednego była pewna – nie potrafiła już bez niego funkcjonować. Potrzebowała go niczym tlenu, a od nowo poznanej namiętności nie mogła, a raczej nie chciała się uwolnić.









 ***



- Jestem Daenerys zrodzona z burzy, z krwi starej Valyrii. Wezmę to, co mi się należy, z pomocą ognia i krwi – zacytowała Aria, pozując przed lustrem z groźną miną. Strój jej ulubionej bohaterki z serialu Gra o Tron, prezentował się cudownie i był wręcz idealnie odwzorowany. Beżowa suknia z wiązaniami na szyi i sporym dekoltem, sięgała samej ziemi. Na obu ramionach założone miała dwie, srebrne bransolety, do których z tyłu przypięta była długa płachta materiału przypominająca tren.

- Wyglądasz przepięknie. Czas na mój prezent dla Ciebie, dzięki któremu będziesz wyglądała jak prawdziwa księżniczka Khaleesi – powiedziała Silver, ubrana już w strój czarodziejki z księżyca, w którym wyglądała naprawdę świetnie.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Aria zerknęła na pudełko, które wetknęła jej współlokatorka. Nie spodziewała się żadnego prezentu. Te urodziny, coraz bardziej ją zaskakiwały.

- Nie musiałaś mi nic kupować – żachnęła się, niezbyt wiedząc jak ma się zachować. Nie należała do wylewnych osób i okazywanie uczuć nie przychodziło jej z łatwością jak innym. Była jednak bardzo wdzięczna, że Silver postanowiła jej coś podarować, choć z pewnością nie miała by jej za złe, gdyby złożyła wyłącznie życzenia.

- Nie gadaj, tylko otwieraj – zarządziła , najwyraźniej nie mogąc doczekać się tego momentu. Aria pospiesznie spełniła polecenie, rozwiązując różową kokardę i otwierając pudełko, którego zawartość zdecydowanie ją zaskoczyła.

W środku znajdowała się peruka. Jasne, wręcz platynowe pasma, łudząco przypominały te, które w Grze o Tron nosiła jej ulubiona bohaterka.

- Podoba Ci się? – zapytała z ekscytacją Silver, a jej oczy błyszczały radośnie, niczym u małej dziewczynki.

- Czy mi się podoba? Jest cudowna! Nie wiem czemu sama na to nie wpadłam. Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością Aria, natychmiast podchodząc do lustra.

- Gdybyś na to wpadła, nie miałabym pomysłu na prezent – stwierdziła szczerze blondynka, podążając za nią krok w krok.

- To nie takie proste, musisz dobrze przygotować włosy. Nigdy nie nosiłaś peruki? – Silver uniosła znacząco lewą brew, wpatrując się w swoją współlokatorkę, która niezdarnie próbowała wcisnąć sztuczne pasma na swoje rozpuszczone włosy.

Silverstone ostentacyjnie przewróciła oczami, po czym westchnęła teatralnie.

- Daj mi tą perukę. Ja to zrobię – rozkazała stanowczo.



Po kilkunastu minutach fryzura Arii prezentowała się o niebo lepiej i na pierwszy rzut oka, włosy wyglądały jak jej własne. Niektóre pasma zaplecione w warkocze sprawiły, że całość łudząco przypominała uczesanie słynnej matki smoków.

- Wyglądam jak prawdziwa Deanerys – stwierdziła z zadowoleniem Aria, wpatrując się w swoje odbicie z zachwytem.

- Fayes padnie jak Cię zobaczy – wyszczerzyła się Silver, patrząc na nią z tajemniczym błyskiem w oku.







*** 



Klub Heaven w niczym nie przypominał Burns. Całe wnętrze sprawiało wrażenie ekskluzywnego miejsca, z wielkimi, kryształowymi żyrandolami i długim, oświetlonym barem, ciągnącym się przez niemal całą salę. W pomieszczeniu królował błękit, który w połączeniu z przygaszonym światłem i ledowymi lampami tworzył niesamowity klimat. Aria rozejrzała się po tłumie zebranych już osób, jednak nigdzie nie dostrzegła tego, kogo tak usilnie przywoływała myślami. Chciała jeszcze raz podziękować za prezent, choć dziękowanie Jackowi nadal było dla niej dziwnym zjawiskiem, do którego zdecydowanie nie przywykła. Nigdzie jednak nie było ani jego, ani jego wiernego towarzysza Dawsona. Poczuła palące rozczarowanie. A co jeśli w ogóle się nie zjawi? Może znalazł ciekawsze zajęcie niż impreza Halloweenowa? Westchnęła cicho, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy. Postanowiła skupić się na dobrej zabawie, nie przejmując się niczym. Oczywiście było to niewykonalne, ale postanowiła oszukiwać samą siebie, jak ostatnio miała już w zwyczaju.

- Myślałam, że mam super przebranie, ale zdecydowanie wygrałaś – usłyszała głos Six, przebijający się przez głośne dudnienie muzyki. Zerknęła na ciemnowłosą koleżankę, która mieszkała na tym samym piętrze. Kostium Six należał do tych bardziej odważnych. Na głowie założoną miała opaskę z kocimi uszami. Góra stroju przypominała bardziej bieliznę niż ubranie, a obcisłe lateksowe legginsy, podkreślały jej kobiece kształty, których Aria bardzo jej zazdrościła.

- Ale to na Ciebie gapi się połowa facetów – odpowiedziała jej z rozbawieniem, obserwując grupkę studentów, którzy najwyraźniej dyskutowali na temat pośladków Six.

- Przyznaję, trochę przesadziłam. Zapomniałam, że faceci to tacy fetyszyści. Pewnie połowa z nich ma obsesje na punkcie skóry. Zaczynam się bać – stwierdziła z grymasem, choć Aria była niemal pewna, że gdy dziewczyna wypiję trochę alkoholu, zacznie wręcz sama zwracać na siebie uwagę.

- Chodźmy się napić, na trzeźwo Ci przebrani ludzie wyglądają śmiesznie – wtrąciła się Silver, patrząc krzywo na chłopaka, przebranego za hot doga.

- Masz rację, niektóre stroje zaczynają mnie przerażać. Widziałam wcześniej dziewczynę przebraną za jednorożca – Six zmarszczyła lekko brwi, najwyraźniej przypominając sobie ten widok.

Jakimś cudem udało im się dostać do baru, który był najbardziej obleganym miejscem. Na parkiecie nie było jeszcze wiele osób. Większość sączyła alkohol, czekając, aż procenty dodadzą im odwagi, by ruszyć w wir tańca. Po paru minutach barman postawił przed nimi dziewięć kieliszków niebieskiego płynu.

- Oszalałaś? Mam wypić trzy kieliszki na raz? – przeraziła się Aria, zdając sobie sprawę jak słabą ma głowę. Silver spojrzała na nią z politowaniem, po czym pokiwała głową.

- To kamikaze, tego nie piję się pojedynczo, ogólnie powinno się.. – zaczęła tłumaczyć, jednak Aria szybko jej przerwała. Pracowała w klubie i dobrze wiedziała, jak piję się ten trunek.

- Wiem, co to Kamikaze – odpowiedziała blondynce, jednak ta najwyraźniej przestała ją słuchać. Rozdzieliła kieliszki, a następnie uniosła pierwszy, czekając aż Six i Aria zrobią to samo.

Jeden,drugi, trzeci. Po ostatnim kieliszku poczuła piekące palenie w przełyku. Zdecydowanie była zbyt uległa. A może to przez fakt, że wciąż nigdzie nie było jego?

Ponownie rozejrzała się po tłumie, odszukując błękitne tęczówki. Na daremno.

Silver podała jej czwarty już kieliszek, w którym od razu rozpoznała wódkę. Bez wahania wypiła zawartość, nie przejmując się konsekwencjami. Tryb nieśmiertelności został uruchomiony.

Bez zastanowienia pociągnęła blondynkę za rękę, kierując się na prawie pusty parkiet. Znalazły się na samym środku, obserwowane z każdej strony, jednak w tym momencie, ani trochę jej to nie przeszkadzało. Oddała się w wir tańca, przymykając lekko oczy. Uwielbiała tańczyć, choć nie robiła tego zbyt często. Nigdy nie należała do imprezowiczek, więc okazji do tańca również nie było zbyt wiele.

Nagle poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach. Z szybko bijącym sercem odwróciła się, a widząc stojącego przed nią Nicka, prawie się skrzywiła. Momentalnie przybrała na twarz sztuczny uśmiech, starając się ukryć zawód. Dyskretnie rozejrzała się w okół. Wciąż nigdzie go nie było.

- Zatańczysz? – zapytał, patrząc na nią wyczekująco. Już zamierzała odmówić, jednak spontanicznie zmieniła zdanie. Skoro Fayes nie zamierzał zaszczycić ją swoją obecnością, to dlaczego ma spędzić ten wieczór samotnie?

- Pewnie – odpowiedziała z uśmiechem, co niezwykle ucieszyło Nicka. Zerknęła w kierunku Silver, która znalazła już sobie towarzysza do tańca i śmiało wyginała się w jego kierunku.

Nick ponownie położył dłonie na jej biodrach, znacznie się przybliżając. Gdyby nie alkohol, który szumiał w jej głowie i znacząco dodawał jej odwagi, już dawno by stamtąd uciekła. Nie czuła nic prócz muzyki. Dotyk Lotisa nie robił na niej żadnego wrażenia. Przypadkowo zerknęła w bok, nie spodziewając się, że właśnie go zobaczy. Stał parę metrów dalej, lustrując ją gniewnym spojrzeniem. Wyglądał niezwykle seksownie w mundurze amerykańskiego żołnierza,do których od zawsze miała słabość. Przestała tańczyć. Przez chwilę oboje stali i wpatrywali się w siebie z wielką intensywnością. Piosenka, która leciała w tle, po raz kolejny wpasowała się idealnie:



Czy to pożądanie?
A może to co do ciebie czuję to miłość?
Chcę pożądać
Chcę wiedzieć co jesteś skłonny poświęcić

Wiesz że jestem twój, uwięziłaś mnie
Mówisz że chcesz mnie, potrzebujesz teraz tego
Wiesz że jestem twój, uwięziłaś mnie
Mówisz że chcesz mnie teraz





Czas jakby się zatrzymał. Liczył się tylko on. Kompletnie zapomniała o Nicku, który z zakłopotaniem przypatrywał się tej scenie. Wpatrywała się w błękitne oczy,zapominając o całym świecie. Niemal czuła jak bardzo pali ją skóra, a serce biję coraz gwałtownie. Stała na środku parkietu, niczym sparaliżowana. Sam jego widok wystarczył, by nie mogła się ruszyć. Wciąż nie rozumiała dlaczego tak silnie na niego reaguję. Oszukiwała sama siebie, gdyż powód był jej dobrze znany,tylko nadal nie potrafiła się do tego przyznać. Jack pewnym krokiem ruszył w jej kierunku i już po chwili znalazł się tuż obok niej. Intensywny zapach cytrusów sprawił, że zakręciło jej się lekko  w głowie. Nie powiedział ani słowa, a te, w tej chwili były całkowicie zbędne. Niespodziewanie przyciągnął ją do siebie, złączając ich usta w pocałunku, który był wart więcej niż tysiąc słów. W pocałunku, który sprawił, że wszystko stało się jasne. Zakochała się. Była zakochana w cholernym, egoistycznym dupku, który jakimś cudem sprawił, że nie potrafiła już tak o nim myśleć. Była zakochana w Jacku Fayesie – mężczyźnie tak innym od niej samej.

Z pasją oddała pocałunek, zapominając, że obok stoi wstrząśnięty Nick, nie zwracając uwagi na zszokowanych studentów, nie licząc się z tym, że stoją w centrum sali pełnej ludzi. Nie obchodziło ją nic, prócz tego, że jest przy niej.

- Nigdy więcej nie tańcz z nikim oprócz mnie – przerwał pocałunek, najwyraźniej wciąż mając do niej pretensje o taniec z Lotisem. Aria przewróciła oczami, po czym przegryzła lekko wargę. Fakt, że był o nią zazdrosny powodował, że miała ochotę skakać z radości. Już przestały ją dziwić, te dziwne ataki euforii, a nawet zaczęła się do nich przyzwyczajać.

- Rozważę to – powiedziała, marszcząc lekko brwi, na co Jack posłał jej mordercze spojrzenie, mówiące, że w tej sprawie nie ma co dyskutować.

- Wiesz, że jesteś strasznie wkurzająca? – zapytał, a raczej stwierdził, wciąż trzymając dłonie na jej biodrach.

- I kto to mówi – Aria spojrzała na niego z politowaniem, po czym nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Choć zdążyła już trochę wypić, to dobrze wiedziała, że to nie przez alkohol kręci jej się w głowie. Wszystkiemu winna była osoba, stojąca przed nią.

- Chodźmy stąd – powiedział władczym głosem, łapiąc ją za rękę. Ścisnęła jego dłoń, marząc by nigdy jej nie puścił.

- Muszę znaleźć Silver.

Z jednej strony nie chciała zostawiać przyjaciółki, z drugiej zaś chęć wyjścia z Jackiem była nad wyraz silna.

- Chyba nie będzie zmartwiona Twoim zniknięciem – powiedział z rozbawieniem i wskazał jej blondynkę, tańczącą z Dawsonem. Przyjrzała się przebraniu Marka, po czym wybuchnęła śmiechem. Miał na sobie jedynie czerwony welurowy szlafrok ,czarne aksamitne spodnie i mokasyny. Nie musiała długo się zastanawiać, by odgadnąć za kogo się przebrał. W roli Hugh Hefnera – twórcy Playboya, wyglądał bardzo zabawnie. Jak zawsze oryginalny Mark Dawson.

Jack pociągnął ją w kierunku drzwi, tym samym uniemożliwiając jej pożegnanie z Silver. O dziwo, nie zamierzała się sprzeciwiać, mimo iż nie miała pojęcia, gdzie chciał ją zabrać. Nie czuła strachu ani przerażenia, za to wciąż buzowało w niej pożądanie, od którego, co rusz kręciło jej się w głowie.

Pogoda na zewnątrz nie zachęcała do spaceru po Manhattanie. Padał deszcz, który z każdą chwilą przybierał na silę. Aria pożałowała, że przed wyjściem nie sprawdziła prognozy pogody. Cienka narzutka, którą miała na sobie zdążyła już porządnie przemoknąć.

- Gdzie idziemy? Akademik jest w tamtą stronę – zawołała do bruneta, który zdawał się nie przejmować panującą ulewą.

- Kto powiedział, że tam idziemy? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie, po czym przyciągnął ją do siebie, by ponownie ją pocałować. Dotyk jego ust napawał ją czystą ekstazą. Zapragnęła więcej, znacznie więcej. Przez chwilę stali w deszczu, nie zwracając uwagi na przechodniów, ani na to, że są już cali mokrzy.Czuła się jak we śnie . Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieję się naprawdę.

Odsunął się od niej, patrząc jej głęboko w oczy. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, jednak tylko zmarszczył lekko brwi. Najwyraźniej postanowił zachować to dla siebie.

Ruszyli dalej i już po paru minutach znaleźli się przed wysokim budynkiem. Jack pewnym krokiem wszedł do środka, wciąż ciągnąc za sobą Arię. Znaleźli się w przestronnej portierni, urządzonej w klasycznym, eleganckim stylu. Ściany ozdabiała drobna, biała cegła, a kamienna podłoga wręcz lśniła czystością. Brunet kiwnął głową młodemu portierowi, który bez zbędnych słów przywitania, odpowiedział mu tym samym. Wszystko wskazywało na to, że nie był tu pierwszy raz. Tylko tyle zdążyła się dowiedzieć.

Weszli do oświetlonej windy. Jack ustał naprzeciwko, nie spuszczając wzroku z jej sukienki. Na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek, tak dobrze już jej znany. Szybko spojrzała na swój strój, czego niemal natychmiast pożałowała. Deszcz spowodował, że materiał stał się przeźroczysty i  przykleił się do jej ciała, prezentując bieliznę w całej okazałości. Jak najprędzej zakryła się narzutką. Czuła jak na jej twarzy pojawiają się wielkie rumieńce.

- Kocham deszcz – powiedział niewinnie, patrząc z rozbawieniem na brunetkę, która stała ze skrzyżowanymi rękami, szczelnie zakrywając sukienkę.

- Bardzo śmieszne – burknęła cicho, zerkając w duże lustro po lewej. Widok rozmazanego makijażu jeszcze bardziej ją dobił. W tym samym momencie otworzyły się drzwi windy.

- Piętnaste piętro, zapraszam – gestem wskazał jej, by wyszła na korytarz. Podszedł do drzwi na przeciwko i otworzył je kartą.

- Gdzie jesteśmy? – zapytała niepewnie, zatrzymując się w progu. Nie miała w zwyczaju wchodzić do kompletnie nieznanych miejsc.

- W moim mieszkaniu.

- Mam rozumieć, że masz mieszkanie na Manhattanie, a śpisz w akademiku?- zapytała ironicznie, doszukując się tej sytuacji jakiejkolwiek logiki. Kto normalny zamieniłby swój własny kąt na niezbyt wygodne łóżko i łazienkę na korytarzu?

- Mam tam lepszy dostęp do pewnej niezwykle irytującej dziewczyny – odpowiedział bez ogródek, na co Aria spojrzała na niego zszokowana. Nie mogła uwierzyć, że zrobił to tylko dlatego, by być bliżej niej. Z każdą chwilą zaskakiwał ją coraz bardziej. Z każdą sekundą jej uczucia stawały się coraz silniejsze.

- Jesteś nienormalny – stwierdziła bez zastanowienia, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Wejdziesz w końcu czy mam Cie wnieść siłą?

Chcąc uniknąć groźby, weszła do środka. Jack zapalił stojącą w rogu lampę, tym samym umożliwiając jej rozejrzenie się po wnętrzu. Nieśmiało weszła do niewielkiego salonu. Wystrój pomieszczenia był bardzo nowoczesny i choć nie do końca w jej stylu, to zdecydowanie robił wrażenie. Na środku znajdowała się duża skórzana sofa, do której wręcz idealnie pasował szklany stolik i płaski telewizor. Ściany pomalowane były w granacie i bieli, a z ogromnych okien widać było Central Park. Podłużny barek z wysokimi krzesłami oddzielał salon od kuchni, której wystrój komponował się z całym mieszkaniem.

- Podoba mi się. Urządzone jest bezbłędnie, nic bym tu nie zmieniła – przyznała szczerze, jeszcze raz rozglądając się w okół.

- Dziękuje za pochwałę przyszła Pani architekt – powiedział zadowolony, kierując się do kuchni. Wyjął z szafki dwa kieliszki i butelkę alkoholu.

- Sam wszystko urządziłeś? – zapytała, przyglądając się jak nalewa trunek. W wojskowym mundurze był naprawdę pociągający.

- Zgadza się – podszedł do niej i podał jej napełnioną do połowy lampkę wina.

- Jest tu bardzo sterylnie jak na mieszkanie mężczyzny – przyznała, upijając łyk alkoholu, który przyjemnie ją rozgrzał.

- Po mojej wyprowadzce była tu sprzątaczka ojca – odpowiedział szczerze, na co Aria wybuchnęła śmiechem. Mogła się tego domyślić. Jack nie wyglądał na, aż takiego pedanta.

- Nie chciałabyś wiedzieć, jak wcześniej to wyglądało.

- Wierzę – uśmiechnęła się złośliwie, na co brunet posłał jej oburzone spojrzenie, w którym również dostrzegła rozbawienie.

Podszedł do niej ,wyjął jej kieliszek z ręki i położył go na barku. Dotknął przemoczonej narzutki, po czym wolnym ruchem zdjął ją z jej ramion.

- Nie jest Ci zimno? Jesteś cała mokra – spojrzał na jej sukienkę, która wciąż przyklejona była do jej ciała.

Aria pokręciła powoli głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć ani słowa. Nie było jej zimno. Była wręcz rozpalona. Jej ciało nie drżało z powodu chłodu, a z pożądania, które osiągnęło apogeum.






*** 
Z podkulonym ogonem proszę o wybaczenie. Znowu długo kazałam na siebie czekać. Nie chce wypisywać wszystkich powodów, dla których znowu tak się stało, ale uwierzcie mi, że to nie przez lenistwo.W każdym razie ważne, że jest w końcu rozdział! Chaotyczny,niesprawdzony ale jest! Jutro wstaję o świcie, ale musiałam go dzisiaj dodać, bo wyrzuty sumienia zjadłyby mnie do końca.
Mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba.
Pozdrawiam!




12 komentarzy:

  1. O matko! Przeczytałam 3 razy! Tak dużo emocji przy czytaniu już dawno nie przeżyłam. Jesteś nieasamowita! Ja proszę, błagam nawet na kolanach PROSZE PISZ DALEJ! Jak w najbliższym czasie nie dowiem się co się stanie między nimi to chyba umrę. Chyba nie chcesz śmierci czytelniczki hmmm? Jaki Jack jest dziś słodki! <3 Po prostu jak cukiereczek! Mam nadzieję, że Aria dziś zaszaleje. I bardzo się cieszę, że mimo wszystko dodałaś ten rozdział, bo jest naprawdę wow. Pozdrawiam!

    xPaulax

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana :)) kamien z serca,ze nie wyszlo najgorzej :D oczywiście ze nie chce śmierci wiec postaram sie!
      Takie komentarze sa cudowne,jeszcze raz dziekuje <3

      Usuń
  2. Rozdział cudowny, mam nadzieję, że następny pojawi się szybko pozdrawiam i weny życzę ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny ( jak zawsze ) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Łał! Po pierwsze niespodzianka Jacka była fenomenalna :D. Aż sama się tym zaskoczyłam, że zrobił jej taki prezent. Po drugie moment, gdzie Aria spotkała się ze wzrokiem Jacka CUDO! Jak czytałam ten rozdział, to żaden inny bohater mnie nie interesował tylko Aria i Jack. Jestem taka ciekawa co się między nimi wydarzy. Rozdział strasznie mnie wciągnął!!!
    Czekam :D.
    Zapraszam również do siebie. Ponownie zaczęłam pisać, więc mam nadzieję, że tobie też przypadnie do gustu :).
    Pozdrawiam!! :*
    palace-to-crumble.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje bardzo <3 w wolnej chwili na pewno zajrze :)

      Usuń
  6. Omg, Fayes w tym rozdziale przechodzi samego siebie. Najpierw taki cudowny prezent. Wow, nie dość, że się biedak musiał trochę natrudzić, to jeszcze specjalnie czekał, co by wręczyć go Arii jak najwcześniej :D Po prostu pomysł i wykonanie genialne! Brawo, Fayes! Potem jeszcze taki uroczo zazdrosny o Nica (swoją drogą Fayes to jak rasowa dziewczyna-księżniczka przychodzi na imprezę porządnie spóźniony :D). A ten Nic to też zawsze ma wyczucie czasu, co za człeczek! I na koniec porwał Arię do… swojego królestwa. Śmiesznie by było, gdyby tam panował bajzel w tym jego mieszkaniu. Na szczęście sprzątaczki są zawsze na posterunku i tym razem także się spisały. Już sobie wyobrażam jak ta romantyczna atmosfera pryska, gdyby Aria tam weszła, a wszędzie poniewierały się brudne skarpetki <3 Uff, udało się tego uniknąć, więc teraz mamy Arię i Jacka, którzy samotnie siedzą sobie w jego mieszkaniu. Czyż mogło by być lepiej? To musi się jakos fajnie skończyć, muuusiii :D
    Mark wygrał, jeśli chodzi o kostium, bezsprzecznie, pomysłowość pierwsza klasa!
    Rozdział przecudowny, jak zawsze poprawił mi humor i jak zawsze mogę tylko napisać, że czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, bo zapewne będzie się działo ;O
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, podejrzewam, że gdyby nie sprzątaczka to Jack nie zaprowadziłby Arii do siebie. Niestety nie należy do pedantów więc to mogłoby się źle skończyć...
      zgadzam się co do stroju Marka, jak zwykle musiał być oryginalny, w końcu to Mark!
      Cieszę się, że moja telenowela poprawia Ci humor <3
      a w następnym rozdziale oczywiście będzie się działo :D
      Dziękuje bardzo za cudowny komentarz <3

      Usuń
  7. Jeżuniu!!!
    Ten rozdział jest boski i Jack taki romantyczny ♥
    Boże musiał wyglądać w tym moro szałowo! No i są w jego mieszkaniu, Boże, Boże zaraz dostanę zawału!

    OdpowiedzUsuń